Każdy krok w jej towarzystwie był wyzwaniem i przyjemnością

Tym, co niezniszczalne, co kipi od emocji, przenosi nas w przeszłość i towarzyszy w przyszłości, są wspomnienia. Bywają one różne. Niektóre chcielibyśmy wymazać z pamięci z taką lekkością, jak słowa zapisane kredą na tablicy. Z niektórych najchętniej utworzylibyśmy trwałą kolekcję obrazów, słów i odczuć, która w niezmienionej formie pozostałaby z nami na zawsze. Z niektórymi wspomnieniami, choć ważne i cenne, trudno się pogodzić…

Kobieta o niezwykłej sile i chęci działania. Inspirująca pomysłowością, imponująca apetytem na życie. Tak zapamiętamy wyjątkowego człowieka, z którym przyszło nam się pożegnać. Jadwiga Holeczek-Wojdat, prezes Wodzisławskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, emerytowana dyrektorka wodzisławskiej Szkoły Podstawowej nr 5, organizatorka wielu przedsięwzięć kulturalnych, społecznych i charytatywnych to postać, o której nie sposób będzie nie pamiętać.

Dobry człowiek, profesjonalistka, absolutnie kompetentna, wspaniały szef i koleżanka, bardzo serdeczna, motywująca do działania, wierząca w ludzi – w ten oto sposób, w ogromnym skrócie, swą przyjaciółkę, prezeskę opisują członkinie zarządu WUTW. Ich wspomnienia mówią o Jadwidze Holeczek-Wojdat o wiele więcej niż najskrupulatniej spisana biografia. Są subiektywne, poruszające i bezwzględnie prawdziwe.

Cel – człowiek

O człowieku najdobitniej świadczą jego czyny. Miała głowę pełną pomysłów, zawsze trzymała coś w zanadrzu – to słowa, które we wspomnieniach prezes WUTW przejawiają się nader często. Jak i te, że w centrum jej zainteresowań był przede wszystkim drugi człowiek.

– Kobieta elegancka, dbająca o siebie, o swój wygląd i dietę. Taka była Jadzia. Nawet w czasie pandemii nie pomijała aktywności. Ćwiczyła, chodziła z kijkami nawet po swoim mieszkaniu. Powtarzała, że drepcze jak pan Dulski wokół stołu… Dbała o siebie, ale i o innych. Dzwoniła do starszych słuchaczy WUTW, pytając czy są zaopiekowani. Czy czegoś im nie brakuje – wspomina Bożena Kowalczyk. Życzliwie interesowała się każdym z grona WUTW, choć nie tylko.

– Pamiętacie, jak zawsze mówiła, że czwartki ma zawsze zajęte? To był czas, który poświęcała wnuczkom. Razem spędzany czas stał się dla nich takim cotygodniowym, rodzinnym świętem. Wspólnie wypracowały relacje partnerskie, pełne zaufania – dopowiada Edyta Mężyk.

foto: arch. B. Kowalczyk

Stonowana, nie robiła afery z byle powodu, dyskretna. Taka też była. Choć zdarzały się wyjątkowe sytuacje, w których ledwo utrzymywała nerwy na wodzy. – Z uśmiechem wspominam wyjazd do Grecji, gdzie spotkały się osoby z różnych uniwersytetów. Najgoręcej zrobiło się przy rozdzielaniu pokoi, zwłaszcza, gdy mijały kolejne minuty, a nazwisko Jadzi i moje nie padło. Widziałam, że ta sytuacja zdecydowanie ją denerwuje. „Nie wytrzymam! Czemu nas jeszcze nie ma! Wszyscy mają pokoje, a my nie!” – komentowała. Odpowiedziałam, że pewnie ostatni będą pierwszymi i to się sprawdziło! Dostałyśmy pokój w innym budynku niż wodzisławska ekipa, ale gdy do niego weszłyśmy, gdy Jadzia zobaczyła widok z okna i duży balkon, wszelkie złe emocje opadły. Powiedziała mi, że dobrze, że w tej chwili byłam obok niej, bo gdyby nie to, pewnie by wybuchła, a tak jest zadowolona – opowiada Krystyna Błachut.

Jadwiga, a raczej Jadzia, jak zwykle kazała do siebie mówić, imponowała innym pracowitością, skrupulatnością. – Każdy dokumencik musiał być ładnie napisany, dokładnie skatalogowany. Miała też dobre serce! Jak dowiedziała się, że moja wnuczka ma białaczkę, to robiła naprawdę wszystko, by jej pomóc. To z myślą o niej zorganizowała Bal Charytatywny, nieustannie dopytywała też o jej zdrowie – zaznacza Lucyna Kowalczyk.

Korzystała z szans

Była też doskonałym i wnikliwym obserwatorem nie tylko codzienności, ale i ludzkich charakterów. – Potrafiła doskonale wyczuć, kto do czego się nadaje. Jeszcze parę lat temu nasza działalność wolontariacka funkcjonowała bardzo skromnie. Jadzi udało się to zmienić. Pojawiła się okazja, by skorzystać ze szkolenia organizowanego przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” . Złożyła wniosek i skierowała trzy osoby na warszawską przygodę. Nie zignorowała tej możliwości, a proszę mi wierzyć, jako że działam w Klubie Ambasadorów, mogę podpatrzeć praktyki w innych uniwersytetach i wiem, że nie częste jest takie pełne zaangażowanie. I to po tym szkoleniu zrozumiałyśmy, jak chcemy działać. Rozwinęłyśmy wolontariat od projektu „Gotowanie z babcią”, realizowanego wspólnie z dziećmi ze świetlicy środowiskowej, poprzez działalność nas, seniorów z przedszkolami, żłobkiem, szpitalem, z domem pomocy społecznej czy WORiT-em. Jadzia potrafiła znaleźć odpowiednie osoby do konkretnych działań. Nie tylko czuła doskonale, gdzie ktoś mógłby się przydać, ale i gdzie mógłby rozwinąć skrzydła – przytacza Edyta Mężyk.

Jak coś zaplanowała, zawsze musiała dopiąć swego. Była zdeterminowana, ale i uparta w swych postanowieniach. Robiła wszystko do końca i zawsze jej się to udawało. Wspomniany Bal Charytatywny WUTW to była jej inicjatywa, w której nie chodziło wyłącznie o zabawę, chodziło przede wszystkim o wsparcie potrzebujących. Pierwszy cel dedykowany został wodzisławskiemu szpitalowi, gdzie trafiło kilkanaście materacy przeciwodleżynowych, drugi – oddziałowi dziecięcemu szpitala w Rydułtowach, gdzie zakupione zostały meble do świetlicy. A trzeci – pomoc powędrowała do chorej na białaczkę młodziutkiej wodzisławianki. – Jadzia nie chciałaby, żeby ta tradycja zaniknęła. Dbała o atrakcyjność tego wydarzenia, o oprawę. Dokładała wiele starań, by w finale było elegancko i na poziomie. Ja natomiast starałam się pozyskać nagrody od sponsorów na loterię i udawało się, bo ludzie są serdeczni – akcentuje Edyta Menżyk.

Motywatorka

Myślami Jadwiga Holeczek-Wojdat ciągle była z uniwersytetem. Wielokrotnie mogliśmy się przekonać, że kochała to, co robi, choć tak mocne zaangażowanie kosztowało ją wiele wysiłku, zdrowia. Niczego nie robiła na pół gwizdka. I mimo że innym zlecała sprawy do załatwienia, czuwała nad całością nieustannie. – Reasumując, wyciągała nas ze strefy komfortu, z niedowierzania, że my potrafimy, a czasami z lenistwa. Przekonywała, że dasz radę, że stać cię na więcej! Mobilizowała. Wynajdowała takie sfery działania, gdzie rzeczywiście potrafiliśmy się w tych obszarach sprawdzać – dodaje Bożena Kowalczyk. Z uporem powtarzała bliskim sobie osobom, że kiedyś musi być ten pierwszy raz. – Brakuje i będzie jej nam bardzo brakować. Łapię się bardzo często na tym, że jak mam jakiś problem do rozwiązania, mówię sobie: to nic, przedzwonię do Jadzi… W świadomości mej jeszcze jest, w kontaktach, w telefonie także. W sercu zostanie na zawsze – dopowiada wzruszona Jadwiga Widenka. Członkinie zarządu WUTW, przyjaciółki i dobre koleżanki zgodnie podkreślają, że nie wiedzą, czym zasłużyły sobie na tak ogromne zaufanie prezeski. Tak się zdarzyło, że to je Jadwiga Holeczek-Wojdat próbowała wciągnąć w działalność i pokazywała na każdym kroku, jak bardzo na nie liczy! Przekonywała, że stworzą zespół, który będzie dobrze pracować, że razem będą tworzyć trzon, który aktywnością będzie zarażał innych dookoła. I w tym przypadku intuicja okazała się niezawodna.

foto: arch. B. Kowalczyk

– Jadźka lubiła takie integracyjne wydarzenia, wyjazdy, wieczorki. Cieszyło ją to „bycie razem”, w miłej atmosferze. Starała się, by oferta WUTW była urozmaicona. Założyła nawet Złoty Klub, dedykowany zwłaszcza osobom po 80. roku życia. I działania w klubie proponowane, dopasowywała z wielką starannością do potrzeb i możliwości osób w tym wieku. Myślała o tym, by im, na wszelkie możliwe sposoby, uatrakcyjnić czas. Mówiła, że też zbliża się już do tego wieku… – dodaje Edyta Mężyk. – Nawet podczas wyjazdów rekreacyjnych trzymała rękę na pulsie. Wielokrotnie przyłapywałam ją rankiem w łóżku, z laptopem. Myślała nie tylko o tym, co będzie jutro, ale jej plany wybiegały w daleką przyszłość. Bez wątpienia miała predyspozycje do takiej pracy. Nie była osoba anonimową, miała kontakty i dobre relacje z wieloma osobami, co też przekładało się na działalność WUTW. Dogadywała się z każdym, także z osobami o wiele od siebie młodszymi – wspomina Małgorzata Łapka. – Wszystkie działania będziemy kontynuować! Jadzia przygotowała projekt, który w tej chwili realizujemy, czyli Szkołę Liderów. Udało się nam pozyskać 130 tys. złotych na wiele aktywności i będziemy go realizować, choćby trzeba było stanąć na rzęsach! – zaznacza Jadwiga Widenka. – Wiadomość, że w tym roku udało się i mamy dotację, bo trzeba zaznaczyć, że o środki ubiegałyśmy się już po raz trzeci, otrzymałyśmy tuż przed śmiercią Jadzi. Zdążyła się jeszcze o tym dowiedzieć, była tego świadoma – dodaje.

Jej zaangażowanie w działalność na rzecz seniorów docenili także przyjaciele, seniorzy z Gladbeck. Ich wspólne kontakty owocowały wymianą doświadczeń, nowymi pomysłami. – Zawsze będziemy Ją honorować, będzie żyła w swoich czynach – tak wspominali ją przyjaciele z miasta partnerskiego. Jak zgodnie mówią członkinie zarządu, od prezeski czuło się siłę, dlatego też jest w nich mobilizacja, by kontynuować jej pomysły, być się rozwijać i działać. – Jesteśmy jej to winni… Nie chcemy jej zawieść – akcentują koleżanki.

Uśmiechnij się

Jadwiga Holeczek-Wojdat potrafiła z życia czerpać pełnymi garściami. Chciała doświadczać jak najwięcej, najintensywniej. Szukała dla siebie nowych form aktywności. Lubiła towarzystwo, starała się dbać i pielęgnować przyjaźnie. – Jadzia miała taką fizjonomię niedostępnej, wyniosłej osoby. Sprawiała takie wrażenie. Ale, kto ją poznał, szybko orientował się, że to tylko pozory. Małżonek założył klub graczy w bule i co niedzielę, w tej sprawie, spotykaliśmy się na „Trzech Wzgórzach”. Jadzia oczywiście też! Bardzo to lubiła. Cieszyła się, gdy wychodziło jak trzeba i żartowała, że zbliża się do mistrzostwa. 17 marca małżonek udostępnił na Facebooku wspomnienie z rozgrywek z ubiegłego roku, z opisem: jak to fajnie na tych bulach, spotykamy się w niedzielę. No i w ten piękny dzień byliśmy na działce. Nieoczekiwanie zadzwoniła Jadzia. I pyta: Broniu, gdzie jesteście? Na działce? Jak to na działce, jak macie grać w bule… jest ogłoszenie… ja tu przyszłam z muffinami i czekam na was! Gdy wyjaśniłam, że to była pomyłka, że wpis był tylko wspomnieniem, nieźle się uśmiałyśmy. Oczywiście dołączyła do nas i ze smakiem zajadaliśmy się na działce słodkościami. I to było właściwie ostatnie nasze spotkanie… – ze wzruszeniem opowiada Bronisława Krafczyk. – Faktycznie, wydawało się na pierwszy rzut oka, że jest niedostępna. Jednak bardzo szybko przełamywała lody z każdym i każdy szybko przekonywał się, że jest bardzo pozytywną osobą. Potem można było z nią konie kraść! Miała tego świadomość, ale nie była w stanie tego zmienić. Mówiła do siebie: Jadziu, pilnuj się, uśmiechnij się! I tego też wymagała od nas – dodaje z uśmiechem Bożena Kowalczyk. – Ale ostatnio Jadzia już mówiła, że czuje się tym zmęczona, tą mnogością zadań. Rozumiałyśmy to, wszak w żadnej działalności nie ma tylko „ochów” i „achów”, były też trudności, wielka odpowiedzialność i konieczność bycia dyspozycyjnym w zasadzie non stop. Wspominała, że do następnych wyborów zarządu WUTW, które mają być w kwietniu przyszłego roku, już nie będzie startować… – milknie Bożena Kowalczyk.

Jadwiga Holeczek-Wojdat zmarła 9 czerwca. Miała 74 lata.

foto: arch. B. Kowalczyk

Rozmawiała Magdalena Szymańska